wtorek, 4 października 2016

Postępowanie grupowe tzw. pozew zbiorowy

Problematykę tzw. pozwów zbiorowych reguluje ustawa z dnia 17 grudnia 2009 r. o dochodzeniu roszczeń w postępowaniu grupowym. Ustawa ta ma zastosowanie w sprawach o roszczenia o ochronę konsumentów, z tytułu odpowiedzialności za szkodę wyrządzoną przez produkt niebezpieczny oraz z tytułu czynów niedozwolonych, z wyjątkiem roszczeń o ochronę dóbr osobistych. Przepisy tej ustawy miały – w założeniu – ułatwić i uprościć postępowanie sądowe grupy osób o podobnych roszczeniach. Jednak regulacja tej ustawy zawiera pewne unormowania, które w jej praktycznym stosowaniu mogą utrudniać dochodzenie tych roszczeń. Oto niektóre z nich …

Postępowanie grupowe w sprawach o roszczenia pieniężne jest dopuszczalne tylko wtedy, gdy wysokość roszczenia każdego członka grupy została ujednolicona przy uwzględnieniu wspólnych okoliczności sprawy. Dochodzone roszczenia muszą zatem być jednorodne, czyli jednego rodzaju oraz oparte na jednakowej podstawie faktycznej. Roszczenia oparte na jednakowej podstawie faktycznej to roszczenia, których podstawę stanowi taka sama podstawa faktyczna (przesłanka sensu stricto) lub roszczenia, których istotne okoliczności faktyczne są wspólne (przesłanka sensu largo). Oczywiście mogą istnieć nieznaczne różnice pomiędzy indywidualnymi podstawami roszczeń, jednak niezbędne jest, aby istotne okoliczności faktyczne uzasadniały żądanie wspólne dla wszystkich roszczeń.
Innym poważnym ograniczeniem dochodzenia roszczeń w postępowaniu grupowym, jest możliwość żądania przez pozwanego zabezpieczenia kosztów procesu w postaci kaucji w wysokości do 20 % wartości przedmiotu sporu. Może się to okazać sporą kwotą, którą muszą zgromadzić powodowie. Pozwany, składając wniosek o zobowiązanie powoda do złożenia kaucji na zabezpieczenie kosztów procesu, winien uprawdopodobnić po pierwsze, że wytoczone przeciwko niemu powództwo jest oczywiście bezzasadne lub że jego uwzględnienie jest mało prawdopodobne, a zatem nosi cechy „pieniactwa procesowego”, a po drugie, że brak ustanowienia kaucji na zabezpieczenie jego przyszłego roszczenia o zasądzenie zwrotu kosztów procesu uniemożliwi lub poważnie utrudni ich egzekucję od strony powodowej.

Inną przeszkodą faktyczną może się okazać nieopłacalność prowadzenia takiego postępowania przez kancelarię prawniczą. Bowiem obowiązuje tu przymus adwokacko – radcowski. Jeśli wartość przedmiotu sporu jest niska, nie znajdzie się kancelaria chętna do poprowadzenia takiej sprawy. Są to długotrwałe,  pracochłonne procesy sądowe wymagające zaangażowania często kilku osób zatrudnionych w kancelarii. Tytułem przykładu podam kilka dat dotyczących największej sprawy grupowej. Dotyczyła ona sporu z bankiem w zakresie kredytów hipotecznych. W grudniu 2010 r, wpłynął pozew do Sądu Okręgowego. W maju 2011 r. Sąd uznał iż powództwo nadaje się do rozpoznania w postępowaniu grupowym.
Bowiem postępowanie grupowe składa się z trzech faz. Pierwsza  dotyczy  dopuszczalności  rozpoznania  sprawy w  postępowaniu  grupowym  i  nazywana  jest  czasem  „fazą  certyfkacji”.  Powód  obowiązany  jest udowodnić, że  roszczenia członków grupy nadają się do  rozpatrzenia w procedurze przewidzianej ustawą. Konieczne  jest, aby  roszczenia były  jednego  rodzaju oraz by wynikały z tej  samej  lub  takiej samej podstawy faktycznej.
W trakcie drugiej fazy dochodzi do ostatecznego ustalenia składu osobowego  grupy,  a  jej  elementem  jest w  szczególności  ogłoszenie w  prasie  o wszczęciu  postępowania  grupowego (a więc kolejne koszty procesowe).  Każdy,  komu  przysługuje  roszczenie  spełniające  określone  warunki,  może w oznaczonym terminie przystąpić do grupy, a pozwany może podnieść zarzuty co do członkostwa określonych  osób w  grupie  lub  podgrupach.
Trzecia  faza  postępowania  grupowego  przebiega  co do  zasady w myśl ogólnych  przepisów przewidzianych w Kodeksie postępowania  cywilnego. Kończyć  się ona powinna merytorycznym  rozstrzygnięciem  sprawy grupowej co do  istoty sprawy…
Wracając do tematu – rozstrzygnięcie z maja 2011 roku zostało zaskarżone przez bank (pozwanego), ale we wrześniu 2011 r., Sąd Apelacyjny  prawomocnie oddalił zażalenie pozwanego. Sprawa wróciła wówczas do Sądu Okręgowego. W grudniu  2011  r.  na  posiedzeniu  Sąd  ustalił  treść  ogłoszenia  oraz  zdecydował,  że  zostanie  ono opublikowane w  dodatku  „Komunikaty” w Gazecie Wyborczej. Ogłoszenie  zostało  opublikowane w styczniu  2012  r. Osoby  zainteresowane  przystąpieniem do grupy miały  2 miesiące  od dnia  publikacji  ogłoszenia,  aby  złożyć  oświadczenie  o  przystąpieniu  do  grupy  oraz  oświadczenie o  zgodzie  co  do  osoby  reprezentanta  grupy. Do  dnia  31 marca  2012  r.  do  grupy w  sumie  przystąpiło  1247  osób,  a  we wrześniu  2012 r.  Sąd wydał  postanowienie,  które  ustaliło  ostateczny  skład  osobowy  grupy. Wartość  przedmiotu sporu  wyniosła  5  mln  zł.  Formalny  etap  postępowania  zakończył  się  jednak  dopiero  po  prawomocnym rozstrzygnięciu  Sądu  Apelacyjnego  w  przedmiocie  gotówkowej  kaucji  na  zabezpieczenie  przyszłych  ewentualnych  roszczeń  banku  o  zwrot  na  jego  rzecz  kosztów  procesu.  W listopadzie  2012  r.  Sąd  Apelacyjny   prawomocnie  oddalił  w całości  zażalenie  banku  w  przedmiocie  kaucji  w  kwocie  607.006  zł. W czerwcu  2013  r.  odbyła  się  pierwsza  rozprawa merytoryczna  przed  Sądem Okręgowym. W lipcu  2013  r.  Sąd  ogłosił  wyrok  i  orzekł,  że  bank,  pobierając  raty  kredytu  od  konsumentów-członków  grupy,  pobierał  je  częściowo  bezprawnie,  a  kwoty  te  podlegają  zwrotowi  wraz z  odsetkami  ustawowymi  (wyrok  Sądu  Okręgowego  w  Łodzi  z  dnia  3  lipca  2013  r.,  sygn.).  Pozwany  złożył  apelację. W kwietniu  2014  r.  zapadł  wyrok  Sądu  Apelacyjnego ,  który  oddalił  w  całości  apelację banku,  a  tym  samym  podtrzymał  rozstrzygnięcie  Sądu  Okręgowego (wyrok  Sądu  Apelacyjnego  w  Łodzi  z  dnia 30 kwietnia 2014 r.) . Jak widać proces w obu instancjach trwał kilka lat i wyrok  jest prawomocny, jednak bank  zapowiedział  złożenie  skargi  kasacyjnej (nadzwyczajnego środka zaskarżenia) do  Sądu  Najwyższego.
Źródła:
-        Raport Helsińskiej Fundacji Praw człowieka – Pozwy grupowe doświadczenia po 4 latach ,Warszawa, lipiec 2014;
-        Postanowienie Sądu Najwyższego z dnia 28 stycznia 2015 r. (I CSK 533/14);
-        Postanowienie Sądu Apelacyjnego w Warszawie z dnia 6 lutego 2015 r. (I ACz 43/15);
-        Postanowienie Sądu Apelacyjnego w Gdańsku z dnia14 maja 2013 r. (I ACz 464/13);
-        Postanowienie Sądu okręgowego w Łodzi z dnia 6 maja 2011 r. (II C 1693/10);
-        Wyrok  Sądu  Okręgowego  w  Łodzi  z  dnia  3  lipca  2013  r.,  (II C  1693/10);
-        Wyrok  Sądu  Apelacyjnego  w  Łodzi  z  dnia 30 kwietnia 2014 r., (I ACa 1209/13).

wtorek, 14 maja 2013

Nie daj się nabrać na szkodę całkowitą

Jeśli po wypadku dostałeś od ubezpieczyciela trochę pieniędzy i resztki auta - czyli tzw. pozostałości - pomyśl dwa razy, zanim się ich pozbędziesz. Są twoje, ale nie do końca!

Więcej pod: http://auto.dziennik.pl/artykuly/213485,nie-daj-sie-nabrac-na-szkode-calkowita.html

czwartek, 28 lutego 2013

Miasto zapłaci pobitej nastolatce 70 tys. zł odszkodowania

"Miasta Ostrołęka zapłaci pobitej nastolatce 70 tys. zł (z odsetkami) odszkodowania. Do zdarzenia doszło cztery lata temu przed Zespołem Szkół Nr 3. Sąd Apelacyjny w Białymstoku uznał odpowiedzialność samorządu w tej sprawie...."

Więcej pod: http://www.eostroleka.pl/miasto-zaplaci-pobitej-nastolatce-70-tys-zl-odszkodowania,art33730.html

wtorek, 26 lutego 2013

PZU przegrał. Wysoka kara za brak odszkodowań za zawały serca


Przyjęta przez PZU Życie definicja zawału serca mogła uniemożliwiać ubezpieczonym wypłatę odszkodowania - decyzję UOKiK potwierdził sąd apelacyjny. Utrzymana została również kara finansowa nałożona na ubezpieczyciela, która wyniosła blisko 4 mln zł.
PZU odmawiał wypłaty odszkodowania, jeśli zawał nie odpowiadał kryteriom definicji stosowanej przez PZU Życie. Chodziło o brak tzw. załamka Q w zapisie EKG. UOKiK orzekł, że definicja zawału serca nie odpowiadała obowiązującej wiedzy medycznej, a obecność załamka Q w zapisie EKG nie jest konieczna, aby móc stwierdzić zawał serca. Urząd powołał się na opinie Ministerstwa Zdrowia i Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego.

Wyrok sądu dotyczy decyzji prezes UOKiK z grudnia 2010 r. Przeprowadzone postępowanie wykazało wówczas, że wzorce umowne ubezpieczenia na życie stosowane przez PZU Życie do czerwca 2010 r. zawierały definicję, która nie odpowiada obowiązującej wiedzy medycznej.

Wątpliwości Urzędu wzbudziły w szczególności warunki indywidualnego ubezpieczenia na wypadek ciężkiej choroby. Ubezpieczyciel uzależniał wypłatę odszkodowania w przypadku zawału serca od przesłanek, które nie muszą wystąpić w przypadku takiego zdarzenia - załamka Q w EKG. Za naruszenie zbiorowych interesów konsumentów na PZU Życie została nałożona kara w wysokości 3 967 296 zł. Zgodnie z prawem przedsiębiorca, wobec którego została wydana decyzja przez prezesa UOKiK, może się odwołać. 28 czerwca 2012 r. Sąd Ochrony Konkurencji i Konsumentów oddalił odwołanie, a 25 lutego 2013 r. sąd apelacyjny oddalił apelację PZU Życie, potwierdzając w całości decyzję prezes UOKiK, w tym wysokość nałożonej kary.

Zdaniem sądu działanie przedsiębiorcy słusznie zostało przez prezes UOKiK uznane za nieuczciwą praktykę rynkową polegająca na rozpowszechnianiu nieprawdziwych informacji wprowadzających w błąd. Ubezpieczony z racji braku wiedzy medycznej, czytając zapis umowy dotyczący zawału - poprzez zawarte w nim fachowe, nieznane terminy - mógł się czuć dodatkowo zabezpieczony, nie zdając sobie sprawy, że zapis chronił go słabiej.

W połowie 2011 roku klienci poszkodowani przez PZU złożyli pozew zbiorowy. Powód? Ubezpieczyciel zmienił zapis w umowach, ale wcześniejszych odszkodowań wypłacać jednak nie chce.

Co na to PZU? - PZU Życie SA od 2010 r. nie posiada już w kwestionowanych OWU definicji zawału serca z załamkiem "Q" w EKG. PZU Życie SA złoży wniosek do sądu o uzasadnienie wyroku z 25 lutego 2013 r. Od doręczenia tego uzasadnienia, będzie biegł termin na złożenie skargi kasacyjnej do Sądu Najwyższego. Wyrok Sądu Apelacyjnego jest prawomocny - komentuje Agnieszka Rosa z biura prasowego PZU.

W reakcji na wyrok sądu akcje ubezpieczyciela pogłębiły trwające od początku dnia spadki. Po południu PZU jest 1,4 proc. na minusie.


Tekst pochodzi z: http://wyborcza.biz/Gieldy/1,114507,13465251,PZU_przegral__Wysoka_kara_za_brak_odszkodowan_za_zawaly.html#BoxBizTxt#ixzz2M3X6sqQ6

piątek, 4 stycznia 2013

KRADZIEŻ KLUCZYKÓW POJAZDU NIE WYKLUCZA ODSZKODOWANIA Z POLISY AUTOCASCO


Sąd Apelacyjny w Warszawie rozstrzygnął spór między ubezpieczycielem i właścicielem skradzionego auta (sygn. akt: I ACa 1147/11). Sąd stwierdził, że pozostawienie w szatni kurtki z kluczykami do samochodu, który następnie został skradziony, nie może być zakwalifikowane jako rażące niedbalstwo. Ubezpieczyciel musi więc wypłacić odszkodowanie.
W rozpoznawanej sprawie doszło do kradzieży samochodu, wskutek wcześniejszej kradzieży kluczyków do tego pojazdu. Kluczyki te skradziono z kurtki właściciela samochodu, którą to oddał on na przechowanie w szatni. Szatnia ta znajdowała się w Klinice, do której poszkodowany udał się w celu przeprowadzenia badań. Badania te uniemożliwiały posiadanie przy sobie jakichkolwiek metalowych przedmiotów, dlatego też odzienie (kurtkę) wraz z kluczykami oddał on do szatni. Choć szatnia ta była pilnowana przez szatniarkę, to jednak skradziono mu kluczyki z kieszeni tej kurtki ( kieszeni zasuniętej na suwak ), następnie przy pomocy tych kluczyków sprawca otworzył pojazd i odjechał nim. Pojazdu tego nigdy nie odnaleziono, również sprawca nie został ustalony. Zgodnie z zawartą umową ubezpieczenia autocasco, poszkodowany właściciel skradzionego pojazdu wystąpił o wypłatę stosownego odszkodowania zgodnie z warunkami ww. umowy. Jednak ubezpieczyciel odmówił mu wypłaty, gdyż naruszył on Ogólne Warunki Umowy Ubezpieczenia Auto Casco. Wymogiem było, aby oprócz dokumentów dopuszczających pojazd do ruchu drogowego w dniu tego zdarzenia, przedłożyć również wszystkie kluczyki ( wszelkich kluczy /fabrycznych urządzeń/ służących do otwarcia pojazdu w liczbie nie mniejszej niż podanej we wniosku ubezpieczeniowym wraz z kompletem urządzeń uruchamiających urządzenia zabezpieczające przed kradzieżą ). Jednak przedłożył on jedynie jeden komplet kluczyków – na dwa zadeklarowane we wniosku, gdyż jak wiadomo, jeden komplet mu skradziono z kurtki. Ubezpieczyciel odmowę wypłaty odszkodowania tłumaczył brakiem należytej staranności przy przechowywaniu kluczyków. Właściciel pojazdu poszedł po sprawiedliwość do Sądu, co spowodowało kilkuletni proces i przyznanie mu racji przez Sąd Apelacyjny w Warszawie.

Pomijając tutaj zawiłe i obszerne analizy prawnicze tj. poglądy doktryny jak i orzecznictwo oraz tezy uzasadnienia tegoż Sądu, zacytuję jedynie konkluzję tego orzeczenia: „W ocenie Sądu zachowaniu powoda nie można postawić zarzutu niedochowania należytej staranności przy zabezpieczeniu kluczyków do samochodu, ani tym bardziej rażącej niedbałości w tym zakresie. Ocena ta wynika bowiem z wniknięcia w psychikę powoda i na ustaleniu na tej podstawie, czy można zarzucić mu powyższe przy zastosowaniu kryteriów właściwych dla oceny normalnej reakcji zwykłego człowieka na sytuację, w której się znalazł. Mierniki oceny w tym zakresie nie mogą zaś być formułowane na poziomie obowiązków nie dających się wyegzekwować, oderwanych od doświadczeń i konkretnych okoliczności /tak min. Sąd Najwyższy w wyroku z dnia 23 października 2003 roku, V CK 311/02, LEX numer 82272/... Powód, wkładając kluczyki od samochodu do kieszeni kurtki, w której przebywał w trakcie przejścia od samochodu do Kliniki, a którą następnie zostawił w dozorowanej szatni, nie naruszył wymogu należytej staranności, ani tym bardziej nie zachował się rażąco niedbale. Nie można bowiem w tym kontekście tracić z pola widzenia okoliczności, że powód udawał się na specjalistyczne badania, w trakcie których nie mógł mieć przy sobie kluczyków. Jedynym racjonalnym zachowaniem w tej sytuacji wydaje się pozostawienie ich w dozorowanej szatni, gdyż zabranie ich ze sobą i pozostawienie podczas badania bez dozoru byłoby właśnie niedochowaniem staranności w ich zabezpieczeniu. Powód zachował się w tych konkretnych okolicznościach związanych z celem jego wizyty w szpitalu w sposób racjonalny i staranny".

Pocieszający jest fakt, że w tej sprawie powód odniósł sukces, jednak to orzeczenie nie daje podstaw do wypłaty odszkodowań w każdej sytuacji utraty kluczyków od pojazdu. W przypadku utraty tych kluczyków, która nastąpiła wskutek braku odpowiedniej staranności przy dozorze lub pilnowaniu tych kluczyków, raczej nie ma mowy o wypłacie odszkodowania. Odrębnym zagadnieniem pozostaje istnienie wymogu przedłożenia kluczyków do skradzionego samochodu. Czy nakładanie tego obowiązku przez Ubezpieczycieli, to zawężanie sytuacji do wypłat odszkodowań w sytuacji posiadania wszystkich kompletów kluczyków i uzyskiwania oszczędności w wypłatach odszkodowań przez Ubezpieczycieli? Wydaje się, że taki wymóg jest bezzasadny, aczkolwiek wynika z przyjętego zobowiązania tzn. podpisania umowy ubezpieczenia autocasco i przyjęcia do wiadomości pozostałych warunków ubezpieczenia autocasco. Wydaje się, że istnieje możliwość uznania takich klauzul za niedozwolone, co leży w gestii UOKiK. Tymczasem cieszmy się z faktu, że przesłanką uzależniającą wypłatę tego odszkodowania nie jest dobra lub zła pogoda istniejąca w dniu utraty pojazdu, temperatura powietrza lub inny nieistotny czynnik dla ustalenia zasadności (istnienia logicznego związku) do wypłaty odszkodowania, a raczej odmowy tej wypłaty.
Adwokat dr Mariusz Poślednik
www.adwokatposlednik.pl

poniedziałek, 27 sierpnia 2012

PIES JAKO PRZEDMIOT UMOWY SPRZEDAŻY LUB DAROWIZNY W ZWIĄZKU Z ROZWIĄZANIEM TEJ UMOWY


Kilka miesięcy temu znajomy poprosił mnie o udzielenie mu porady prawnej w sprawie ... psa, którego „nabył” od jego znajomej. Otóż otrzymał on od tej Pani pieska, ok. 2 miesięcznego szczeniaka rasy york (podobnież pies ma rodowód, więc a priori przyjmuję, że to pies rasowy, a ta znajoma podobnież para się właśnie rozmnażaniem tychże piesków w celach zarobkowych). Po ok. czterech miesiącach otrzymał on od tej Pani pismo, że ona cofa darowiznę i że należy jej zwrócić tego pieska, bo w przeciwnym razie wystąpi do sądu. Zanim przeszedłem do analizy tej sprawy w płaszczyźnie ustawy o ochronie praw zwierząt, to pierwsza myśl jaka się pojawiła – to jaka była prawna forma nabycia tego psa ?
W grę wchodziła umowa sprzedaży lub umowa darowizny ?. Skoro Pani przysłała pismo, że cofa darowiznę, to tak należy tą czynność prawną tak traktować. Pisma nie czytałem, ale przypuszczam, że było to cofnięcie darowizny, uregulowane w KC. Zaś kolega przekazał mi informację, że kupił pieska za symboliczną złotówkę. A Pani dlatego zmieniła zdanie i odbiera pieska, bo znalazł się chętny na kupno i skłonny jest zapłacić za psa sporą kwotę. A podobnież takie rasowe yorki, to chodzą nawet po 2000 zł. Natomiast dla mnie ustalenie sposobu „nabycia” pieska, stanowi punkt wyjścia do rozważań o podstawie prawnej rozwiązania/wypowiedzenia tej umowy. Jeśli przyjąć, że pies został kupiony, to nie ma raczej mowy o jego powrocie do sprzedawcy.
Uprawnienia przysługują jedynie  kupującemu – chodzi o niezgodność towaru z umową, gwarancję itd. Oczywiście, o ile możliwe jest analizowanie żywego zwierzęcia w takich kategoriach, które odnosi się do przedmiotów. Zaś w przypadku darowizny, istnieje możliwość jej cofnięcia z powodu rażącej niewdzięczności obdarowanego. Ale z tego co wiem, to obdarowany nie zachował się kiedykolwiek w sposób, który można by zakwalifikować jako „rażąca niewdzięczność”.
Następnie analizie poddałem przepisy o ochronie praw zwierząt. Pod uwagę wziąłem ograniczenia, jakie stawia wspomniana ustawa w zakresie obrotu prawnego zwierzętami, a nawet odpowiedzialność karną osób uczestniczących w tej transakcji. Z moich ustaleń wynika, że do przeniesienia własności nastąpiło w „,miejscu ich chowu lub hodowli” czyli u tej Pani w domu, natomiast nie nastąpiło ono w miejscu zabronionym tzn. „na targowiskach, targach i giełdach”. A zatem nie doszło do naruszenia art. 10a pkt 1 ust. 3, jak i art. 10b pkt 1 ust. 2. W przytoczonych artykułach ustawodawca posługuje się terminami: „wprowadzania do obrotu” i „nabywania”, pod które to możemy przypisać rozważane umowy sprzedaży lub darowizny, jako stanowiące przeniesienie własności rzeczy w ramach „nabycia”. Wobec takiego stwierdzenia przyjąłem, ze strony w trakcie transakcji nie naruszyły przepisów tejże ustawy, wobec czego nie podlegają odpowiedzialności karnej (za wykroczenie) z tej ustawy. A więc doszło do zawarcia transakcji.



Nie zaszły również żadne okoliczności, które czyniły by tę czynność prawną, jako nieważną, bo strony posiadały pełną zdolność do czynności prawnych, bo nie zaistniał błąd lub podstęp itd., bo takowe posiłkowo należało by zastosować. Co prawda nie zachowano formy pisemnej zawarcia umowy, ale też przepisy KC nie nakładają takiego obowiązku, lecz dla celów dowodowych wskazują, że powinno się zachować formę pisemną przy umowach przekraczających wartość 2000 zł. A piesek właśnie kosztuje do 2000 zł. Więc wszystko w porządku. Ale gdyby istniały podstawy prawne do rozwiązania tej umowy, bo np: jest to umowa darowizny i doszło do rażącej niewdzięczności obdarowanego, to czy moralne by było zwracanie psa, który jako szczeniak przebywał kilka miesięcy u nabywców i przywiązał się do nich ?. A teraz miałby wrócić do poprzednich właścicieli.
Pies to nie przedmiot jak telewizor czy lodówka, wiec niedopuszczalny jest jego powrót do poprzednich właścicieli. Ustawa o ochronie praw zwierząt w art. 1 pkt 2 odsyła do stosowania przepisów o rzeczach, w sprawach nieuregulowanych w niej samej. A wiec odsyła do bezdusznych przepisów KC, które nie przewidują sytuacji obrotu prawnego zwierzętami domowymi, a dokładnie zwrotu tych zwierząt. Mnie jedynie przyszło na myśl, że możliwe by mogło być powołanie się na niedopuszczalność rozwiązania tej umowy ze względu na sprzeczność z zasadami współżycia społecznego i sprzeczność ze społeczność gospodarczym przeznaczeniem tego prawa czyli art. 5 KC.
Na szczęście piesek ma się dobrze, do sprawy sądowej nie doszło, bo pierwotna właścicielka zrezygnowała z sądowego dochodzenia. I liczę na to, że Pani ta nie znajdzie się w niedostatku tzn. bez środków na utrzymanie, a zawarta transakcja nie okaże się umową darowizny, bo wtedy obdarowany powinien udzielić jej świadczeń na utrzymanie do wartości wzbogacenia, bo to już było by bezsensowne.

Adwokat dr Mariusz Poślednik
www.adwokatposlednik.pl

niedziela, 29 lipca 2012

KOMORNICZE „POSIADANIE”


W niniejszym artykule chciałem napisać kilka słów na temat sprawy pewnego Pana z Będzina, któremu to komornik chce zlicytować pojazd typu quad, choć ten pan wcale nie był dłużnikiem czyli osobą zobowiązaną do oddania komuś jakiejś kwoty. Sprawę nagłośniła polsatowska „Interwencja" jak i temat został poruszony na stronie tego programu, która znajduje się pod linkiem:  ARTYKUŁ
             Dłużnikiem był właściciel zakładu naprawczego, do którego oddany został ten pojazd w celu jego naprawienia. I komornik wszczął postępowanie egzekucyjne, poprzez zajęcie ruchomości znajdujących się w tymże zakładzie naprawczym. Zajął również feralnego quada, który został przyjęty do naprawy, wobec czego nie stanowił własności właściciela warsztatu naprawczego tj. dłużnika. Z tego programu dowiedziałem, się że właściciel zakładu naprawczego tłumaczył komornikowi, że ten pojazd nie stanowi jego własności, lecz jest własnością klienta, który zlecił mu jego naprawę. Niestety, ale komornika to nie wzruszyło i wspomniany pojazd zajął na poczet egzekucji.
Zaś kiedy właściciel tego pojazdu dowiedział się o sprawie i złożył stosowne powództwo przeciwegzekucyjne tzn. wniosek o wyjęcie tej rzeczy spod egzekucji, to już opłynął mu termin na wniesienie tego środka prawnego, gdyż wynosi on 30 dni. I sąd oddalił jego wniosek. Ale nie ten wątek jest przedmiotem mojego artykułu, którym jest spóźnienie się z pismami sądowymi przez prawowitego właściciela. Do takiej sytuacji w ogóle nie powinno dojść, bo komornik nie powinien zajmować tej ruchomości. I nie były wymagane tutaj żadne tłumaczenia ze strony właściciela zakładu naprawczego, że pojazd należy do osoby trzeciej. Otóż zabrakło dobrej woli ze strony komornika. Komornik tutaj się tłumaczy, że przepisy dają mu uprawnienie, że ma prawo zająć ruchomości znajdujące się we władaniu dłużnika tj, przedmioty znajdujące się w posiadaniu dłużnika. Niewątpliwie jest to nieścisłość w przepisach egzekucyjnych i dylemat do rozwiązania przez prawników i polityków. Jednak tutaj komornik powinien wykazać się zdrowym rozsądkiem i nie zajmować quada jego prawowitemu właścicielowi.
Niestety, ale u komornika zadziałały jakieś nieludzkie instynkty i postanowił zająć wspomnianego quada. Świadomie używam tu pojęcia „nieludzkich instynktów", bo dokładnych określeń, to pozwolę sobie użyć w gronie towarzyskim. Ale niewątpliwie jest to wierutna niegodziwość ze strony komornika. Przechodząc do meritum sprawy, to na taki pojazd są dokumenty własności do których należy umowa kupna i dowód rejestracyjny. Rozumiem, że dłużnik jest zainteresowany, aby mu zlicytować jak najmniej majątku i zainteresowany jest ukrywaniem rzeczy do niego należących. Dlatego tez może tłumaczyć, że najnowsza plazma w jego salonie należy do mamy a Mercedes stojący przed blokiem to własność jego cioci. Ale nie taka była intencja ustawodawcy, który tworzył te przepisy. Miały one na celu ułatwienie zajmowania przedmiotów, z których można zaspokoić wierzyciela.
Dlatego też istnieje uprawnienie, które daje prawo zajmowania przedmiotów znajdujących się w posiadaniu dłużnika, aby potem właściciele, w dosyć krótkim termin.
Adwokat dr Mariusz Poślednik
www.adwokatposlednik.pl